2013-11-10

"Ludzka rzecz" Pawła Potoroczyna - 'must read'!

Nie trafiła "Ludzka rzecz" na najlepszy czytelniczo czas w moim życiu. Tak to właśnie jest, gdy na świecie pojawia się pierworodny i czas przeznaczany wcześniej na czytanie książek staje się czasem poświęcanym dziecku. Nagle rodzic (czyt. ja) musi nauczyć się wyrywać dobie minuty, które będzie mógł poświęcić książce. Właśnie dlatego piszę, że "Ludzka rzecz" miała ze mną trudno, bo ja z nią zdecydowanie nie! Okazało się bowiem, że debiutancka powieść Pawła Potoroczyna to rzecz świetna! "Ludzka rzecz" jest powieścią nie tylko niezwykle interesującą, ale co ważniejsze, diabelnie inteligentną (że posłużę się słowami zamieszczonymi na okładce)! Pisarzowi udało się to, co tak naprawdę dobrze wychodzi niewielu. Napisał książkę, w której pod ciekawą, aczkolwiek nie jakoś przesadnie rozwiniętą warstwą fabularną, znajdują się niemal filozoficzne (nie mylić z: nudne!) rozważania na temat życia i jego przymiotów. Przyznaję, że to właśnie czytanie tych fragmentów powieści przynosiło mi największą satysfakcję. Dlaczego? Trafność spostrzeżeń autora powala na kolana i trudno się z nimi nie zgodzić, nie mówiąc już o tym, że trudno nie próbować zapamiętać ich sobie na przyszłość...




"Ludzka rzecz" to z pozoru książka o wojnie, która wkroczyła w życie małego Piórkowa. Punktem wyjścia powieści jest tajemnicza (pomimo wojny) śmierć Smyczka, piórkowskiego partyzanta, którego ciało zostaje pewnego dnia rzucone "pośrodku drogi między cmentarzem i kościołem, wedle Kaczorowej chałupy, prosto w ciepłe, wiosenne błoto". Postać Smyczka staje się przyczynkiem do podróży po życiorysach wybranych mieszkańców Piórkowa, takich jak m.in. Morga, proboszcz tutejszej parafii, dziedzic Radecki czy kochanka Smyczka, Wanda. Bohaterowie Potoroczyna to nowa jakość w literaturze poruszającej temat wojny. W przeciwieństwie do np. wiedzionych poczuciem obowiązku i dumy powstańców warszawskich, dla mieszkańców Piórkowa najważniejsze jest przetrwanie. Nic co ludzkie nie jest im zatem obce: ani żądza, ani grzech, ani zawiść, ani pycha, ani strach. Ludzką rzeczą jest również ulegać naciskom okupanta, ludzką rzeczą jest nie wychylać się z szeregu, ludzką rzeczą jest przeczekać... 

Akcja powieści toczy się w ciągu jednego dnia, przesada, kilku godzin jednego dnia, w trakcie których organizuje się i toczy pogrzeb Smyczka. Liczne retrospekcje i wybiegi w przyszłość sprawiają jednak, że zakres powieści rozciąga się na lata, i te wojenne i te przed- i powojenne. Autor bardzo umiejętnie wplata w akcję momenty, w których pozwala sobie na filozofowanie i rozmyślania nad życiem i jego aspektami, sztuką, porami roku czy żywiołami takimi jak błoto i kurz (swoją drogą, genialne sportretowanie tych dwóch ostatnich!). Bardzo dobre moim zdaniem są również te fragmenty powieści, w których Potoroczyn pokusił się o charakterystykę niektórych 'przypadłości' języka polskiego. 


"Płeć rządzi językiem, czyli myśleniem, czyli poznaniem, czyli światem." /s.189/

"Płeć, nawiasem mówiąc, też jest rodzaju żeńskiego, podobnie jak miłość, prawda, mądrość i śmierć. Ta miłość, tę prawdę, tą mądrością, taka śmierć. Nie tylko słowa mają płeć, mają ją również te najtrudniejsze momenty świata, które nazywają. Jeśli coś jest boleśnie trudne - jest kobiece. Co współczuje i wywołuje współczucie - jest kobiece. Wzrusza - kobiece. Kobiece kocha, rodzi i umiera. Zostać sierotą to wpaść w objęcia kobiecości świata." /s.190/

"I tylko w jednym języku na świecie można powiedzieć zdanie "kocha się w niej". To znaczy - kogo właściwie kocha? Wszędzie indziej bez sensu, u nas - rozczula... To s i ę to jest wielkie kłamstwo, oszukańcze złudzenie, że jakieś transcendentalne s i ę zrobi za nas coś dobrego, urodzi, skomponuje, zaśpiewa, zatańczy... Kłamstwo po prostu, no nie do pomyślenia w angielskim, niemieckim czy japońskim... Jakaś fatalna zgoda na rzeczywistość, ochoczy szacunek dla beznadziejnych wyroków i przyzwolenie na ostateczną samotność, a wszystko w końcu po to, żeby móc się malowniczo zbuntować i opowiedzieć po stronie niemożliwego..." /s.212/

"Ludzka rzecz" Pawła Potoroczyna urzeka prawdą i prostotą przekazu. Lubię takie książki, mądre, głębokie, ale jednocześnie łatwe w odbiorze, takie przy których czytelnik nie ma możliwości się znudzić, ale ma również gwarancję na to, że czas spędzony na ich czytaniu nie będzie czasem straconym. Bardzo celnie ktoś napisał na okładce: "Wojenna ballada i traktat filozoficzny wiejskiego głupka". Taka ta powieść właśnie jest i najlepsze jest to, że te dwie jej warstwy świetnie ze sobą współgrają i się uzupełniają. 

Zdecydowanie czekam na więcej!
A na koniec jeszcze kilka 'smaczków':

"Taka prawda... Piękno to miłość rzeczy do ludzi..." /s.210/

"Racja, niedobrze, gdy się marnuje i leży odłogiem, ale ciało to tylko koperta na list miłosny." /s.257/

"Każdy kiedyś wraca. Powroty ludzka rzecz, bo tylko człek odchodzi i tylko od ludzi, i odejść potrafi, nawet izby nie opuszczając, i wrócić umie bez pukania." /s.259/

""Rzadko" to nie jest częstotliwość, rzadko nie jest wtedy, gdy nie ma dość - rzadko jest wtedy, gdy istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że każdy raz może być ostatni. "Za mało" zaczyna się tam, gdzie za chwilę może nie być wcale. Obawa biegnie sobie o jedno okrążenie przed namiętnością i wywija paradoksem - człek pożąda, bo lęka się, że mu kiedyś zabraknie, tęskni, z a n i m jeszcze zacznie tęsknić." /s.158/


P. Potoroczyn, Ludzka rzecz, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2013, s.350.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz